Kiedy w 1947 roku wreszcie dotarła do Palestyny, usłyszała, że będzie lepiej, gdy zmieni imię, bo Irenka nie pasuje do kibucu…
Ale jak to? Przecież to ona, Irena Libowicz, urodzona w 1931 roku w Częstochowie, córka Natalii i Leona, nawet w getcie nie rozstawała się ze swoim imieniem! Choć – przyznaje – potem, przez jakiś czas była Krysią Iwańczyk, która na pamięć znała „Ojcze nasz” i „Zdrowaś Mario” i którą chronił Anioł Stróż… To było już po wypchnięciu przez dziurę w murze małej Irenki na drugą stronę, poza getto. „Dzieciństwo, berecik, szalik, moja śliczna mama i mój ukochany łysy tatuś, wszystko to pozostało na zawsze po drugiej stronie” napisze po latach w zbiorze „Osmaleni” Irit Amiel. Tak, Irit, bo w końcu przystała na zmianę imienia, ale pod warunkiem, że chociaż cząsteczka Irenki będzie jej towarzyszyć do końca życia.